wtorek, 16 kwietnia 2013

Masz babo placek



Można to nazwać złośliwością rzeczy martwych, karmą lub powiedzieć, że nieszczęścia chodzą parami. Można nazwać mnie pierdołą, pechowcem lub gapą. Można się śmiać współczuć lub na mój widok popukać się w czoło, ale … przerosło mnie suszenie włosów.
Po weekendzie spędzonym po za miastem dzisiaj przyszedł czas na powrót do zawodowych obowiązków. Od razu skok na głęboką wodę i po dwóch dobach totalnego luzu i chilloutu o ósmej rano miałam bardzo ważne spotkanie. Śmiało mogę powiedzieć, że najważniejsze w całym swoim zawodowym życiu.
Budzik nastawiony na piątą z kawałkiem. W planach szybki prysznic, układanie włosów, kawa, makijaż, perfumy, ciuchy, teczka w łapę i jazda.

Doprawdy nie wiem dlaczego cholerny budzik nie zadzwonił. Co więcej nie rozumiem jak to się stało, że w ogóle nie był włączony. Przecież go włączałam!
Po kąpieli, rogaliku i filiżance puszystego cappuccino przyszedł czas na makijaż i fryzurę. Sięgając ręką po perfumy zrzuciłam z półki butelkę z fluidem, który rozprysnął się po całej łazience, nie oszczędzając rajstop, które już oplatały moje nogi. Jedynych pasujących rajstop jakie miałam!
Po względnym ogarnięciu niezwykle irytującej i zbijającej z tropu sytuacji , gdy twarz już wyglądała radośnie i promiennie od perfekcyjnego makijażu włączyłam suszarkę i nic. Żadnego nawet najmniejszego powiewu, za to smród spalenizny.

Do wyjścia pozostało 30 minut, mokra głowa, twarz zalana łzami. Dramat. Iść muszę. W tej sytuacji, niczym na kiepskiej komedii wkładam głowę do elektrycznego piekarnika i zapiekam swoje długo zapuszczane włosy na programie z termoobiegiem. Po kilku długich minutach w niewygodnej pozycji włosy były na tyle suche, że mogłam je potraktować pianką i upiąć tak, by nic nie zdradzało, że jeszcze chwilę wcześniej siedziałam z głową w piekarniku.
Spotkanie wypadło pozytywnie, a sąsiadka w windzie przyznała, że też czasami wkłada głowę do piekarnika.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz